Nasze Walentynki są prawie codziennie. Nie piszę tu, że dzień w dzień jest sielanka, ale codziennie staramy się wzajemnie wspierać i pomagać.
W tym roku były to Nasze pierwsze Święto Walentego w Naszym Wspólnym mieszkaniu. Fakt jeszcze nie skończonym, ale w końcu Nasze własne! Jak co roku mówimy sobie, że nie będziemy sobie nic kupować, bo raczej powinnyśmy już zbierać na ważniejsze sprawy, ale mój Przedmąż nie mógł się chyba powstrzymać.
Tego dnia kończyłam pracę o 22.00, więc pojechał po mnie, żebym nie tłukła się dwoma autobusami na Naszą wieś. Od razu wyczułam, że jakaś niespodzianka się "naszykowała". To było bardzo miłe z jego strony, bo mój mózg parował i potrzebowałam zaspokoić swój głód i odpocząć. Przedmąż bardzo się postarał - najważniejsze, że nakarmił i napoił :)
I nie ma to jak po 22.00 zjeść konkretny obiad, jak tu wiosna się zaraz zacznie i trzeba będzie w końcu rzucić w kąt kurtki i płaszcze...
Kilka zdjęć, bo jakże to tak bez zdjęć!
P.s Tak Kochani, obrus jeszcze świąteczny, bo jeszcze innego nie mamy, a bardzo chciał, żeby było po domowemu:) a róża w butelce, gdyż wazonu również nie mamy eh.. :)
|
Pyszny smakowy cydr
|
A Wy jak spędziliście ten dzień ?